13.03.2015

Rozdział 6 Noc

Zanim zaczniesz czytać włącz to: klik , teraz możesz już kontynuować :D Dziękuję.
Możesz ściszyć, jak ci przeszkadza, ale posłuchaj. ;) (Dziękuję ci za to NEKO ;) )
***
Emily gwałtownie się obudziła.  Ktoś szarpał ją za ramię. Rozejrzała się, przez chwilę nie wiedziała, gdzie się znajduje, później wspomnienia wróciły. Domek Hermesa. Nad jej łóżkiem stał jakiś chłopak. Przetarła oczy, był wysoki i dobrze zbudowany. Miał krótkie czarne włosy i ciemne oczy. Był starszy, mógł mieć około siedemnastu-osiemnastu lat.
-Wstawaj, bo spóźnimy się na śniadanie.-powiedział i rzucił jej pomarańczową bluzkę, taką samą jaką sam nosił. To musiał być jakiś symbol obozu.
Emily obrzuciła domek szybkim spojrzeniem. Nie był ani za duży, ani za mały. Średni. Wzdłuż wyblakłych, pomalowanych na brązowo dwóch przeciwnych ścian ciągnęły się rzędy łóżek. Po lewej dziewczyny, po prawej chłopcy. Każda osoba na ścianie nad swoim łóżkiem miała powyklejanie plakaty, zdjęcia, notatki. Po domku snuli się budzący się nastolatkowie.
Chłopak wyciągnął coś z kieszeni spodni. Jej telefon. Pomachał jej nim przed nosem.
-Będziemy musieli się tego pozbyć. Herosi nie powinni mieć elektroniki, to przyciąga potwory. Nawet w Obozie jest to zabronione.- powiedział
- Hej! Jak ty to...? Oddawaj! Skąd go wziąłeś?- zapytała Emily
-Jesteś w domku boga złodziei złotko! Uważaj.-krzyknął z drugiego końca pokoju Travis Hood.
- Przy okazji, witamy u Hermesa. Nazywam się Chris Rodriguez, miło cię poznać nowa.-powiedział chłopak.
-Emily Anders.
Emily zostawiła telefon na łasce  grupowych i poszła do łazienki. Kiedy razem z całym domkiem szła na śniadanie dopadła ją Piper.
-Hej, jak tam pierwsza noc w Obozie?-zapytała Piper obdarzając ją szerokim uśmiechem
-Całkiem nieźle, ale odebrali mi telefon!- odpowiedziała Emily
- Każdy z nas przez to przeszedł, chcę ci powiedzieć, że jakkolwiek byś się nie czuła...każdy z nas cię zrozumie. Możesz nam zaufać.- powiedziała Piper
-Oookay...dzięki, ale jedyne czego teraz pragnę to gorące kakao.-odparła Emily
Piper roześmiała się. Wszelkie troski wczorajszego wieczoru uleciały. Rozmawiając tak doszły do pawilonu jadalnego. Emily wyszukała wzrokiem Natalie. Dyskutowała o czymś z wysoką blondynką. Dała jej znać, że porozmawiają później. Kiedy blondynka odwróciła się Emily ją rozpoznała. To była dziewczyna, którą wczoraj widziała przez okno na biologii. Kłóciła się wtedy z Jasonem...Emily odwróciła wzrok i usiadła przy swoim stole.
***
Will całą noc nie zmrużył oka. Siedział przy Jasonie. Coś poszło nie tak, nie mógł go wybudzić.
-Obudź się bo mnie zabiją- mruczał pod nosem
Był środek nocy, kiedy drzwi szpitala gwałtownie się otworzyły. Will siedział sam przy łóżku Jasona próbując go obudzić. Jedynym źródłem światła była mała lampka, stojąca na stoliku. W drzwiach stanęła chuda, ciemna postać, z jej ciała unosił się ciemny dym. Postać była zmęczona, zataczała się. Will skoczył na równe nogi i wyciągnął latarkę. Nico. Odetchnął z ulgą. Skierował promień światła jeszcze raz na przyjaciela...
-Nico! Coś ty zrobił? Co się stało? Jaka była umowa?! Zabiję cię! Gdzie jesteś ranny?- Will wyrzucał z siebie nieskończoną ilość pytań.
Nico uśmiechnął się. Wyciągnął rękę i wskazał na łóżko.
-Jason. Coś poszło nie tak...Chyba go uśpiłem...nie wiem. Nie wiem! Coś kurde nie gra! Nie mogę go obudzić.-odpowiedział Will.
-Wiedziałem. Czuję. Spokojnie.-powiedział Nico i padł na podłogę.
Will podbiegł do przyjaciela. Nico stracił dużo krwi i był ciężko ranny na plecach, ale Willa najbardziej niepokoił ten dym...
***
Natalie szybko zorientował się, że Nico się wymknął. Nie mogła czekać do rana...coś trzeba zrobić...Ale co? Pójść gdzie? Natalie nie znała obozu na tyle, aby gdzieś trafić po ciemku. Musi poczekać. Musi zasnąć.
To nie był dobry pomysł, ostatnio jej sny...po prostu, najprościej mówiąc przerażały ją. Tym razem było to coś dziwnego.  Jak zwykle zaczęło się od ciemności i złotych liter, chyba greckich. Orámata. Jej nazwisko...Później obraz się zmienił. Widziała Jasona, stał zawieszony w ciemności. Przed nim majaczył ekran jak z telewizora. Pokazywał jakiejś pomieszczenie. Na łóżku leżała ciemnowłosa dziewczyna a przy niej siedziała dwójka nastolatków. Patrzyła na scenę w ekranie, kiedy nagle usłyszała glos Jasona w swojej głowie: "Reyna". Poczuła jego ból, jego wściekłość, zalała ją fala wspomnień. Słyszała jego myśli. Wszystko. Dotarły do niej wspomnienia rozmowy, która miała miejsce kilka minut temu. Z Jupiterem, Gają i ciemnością. Czuła się, jakby była obok Jasona i w jego mózgu jednocześnie. Obraz ponownie się zmienił, siedziała teraz w mózgu...no, na pewno w czyimś. Ten "ktoś" przeżywał ciężką rozterkę. "To moje dzieci, nie mogę ich tak zostawić", "Ale to miało być moje, MOJE, nie może mi tego odebrać! Nie ośmielą się beze mnie!" "Ale...dzieci" "Zapłaci mi za to, kiedy tylko uwolnię córkę, słono mi za to zapłaci", "Czasy się zmieniają, strony konfliktu się zmienia". "WIEM, że tu jesteś. Wiedz, że wiem. Ta wiedza mi się przyda. Pamiętaj, tylko, to nie będzie moja wina, kiedy cię zawiodą. Mi zależy abyś żyła. Im, mniej."
Natalie gwałtownie się obudziła.Nico nie wrócił.  Usłyszała nagle dziwny dźwięk- koncha? Zbliżał się czas śniadania. Musi znaleźć kogoś i powiedzieć o Nicu. Przecież był bardzo ranny, ale w sumie....chyba potrafi o siebie zadbać...a co jeśli nie? Musi, poza tym, jest jeszcze jej sen... Szybko ubrała się w swoje ukochane czarne spodnie, glany, koszulkę obozu, wcisnęła na nos okulary, spięła swoje kruczoczarne włosy i ruszyła w stronę pawilonu. Poranek był ciepły a niebo bezchmurne. Wciągnęła w płuca czyste powietrze. W pawilonie pojawiła się jako jedna z pierwszych. Szybo zauważyła wysoką blondynkę. Stała z boku z grupką znajomych, musiała być tu długo. Jak mówiła Piper jeden koralik na naszyjniku to jeden rok, a ona miała ich...raz, dwa. trzy...chyba z dziesięć.
Nieśmiało podeszła do niej.
-Hej, jestem Natalie. Musimy pogadać.- powiedziała Natalie
- Annabeth Chase, słucham.
-Nie znam tu jeszcze nikogo, a muszę to komuś powiedzieć. Nie chcę, żebyś mnie potraktowała jak kabla, no ale trudno. Zostałam uznana przez Hadesa i wieczorem poszłam do swojego domku. Nie mogłam zasnąć i nagle znikąd pojawił się Nico, mój brat. Był ciężko ranny, wyglądał, jakby zamieniał się w cień, albo stawał duchem. Cały dymił i był we krwi. Był w fatalnym stanie. Porozmawialiśmy chwileczkę i wysłałam go do łazienki. Uciekł przez okno, nie wrócił, nie wiem gdzie jest...Martwię się. Poza tym, miałam okropny sen. Ja i Emily - nowa, zostałyśmy przywiezione przez Jasona. Śniło mi się, że został porwany. Wiem jak to brzmi, ale wysłuchaj mnie. Ktoś o imieniu Reyna z obozu jupiter jest ciężko ranny, też nie mają ambrozji i nektaru, Jupiter oszalał...wiem, ja wiem, jak to wszystko brzmi, ale...pomóż?
-Skąd wiesz o obozie Jupiter? I o Ambrozji?- dobrze, pomogę ci. Nie martw się, trafiłaś na odpowiednią osobę.
--------------------------------------------------------------------
Mam kryzys twórczy
pomóżcie, ploszem :(
akcja posunęła się tyle do przodu...uhhh
przepraszam za ten i ost rozdział, ale nie mam za bardzo czasu
poprawię się, tylko muszę mieć dla kogo
Neko, jak mam doła to czytam twój komentarz. :D dziękuję ci
nie cierpię zegarów przy postach, pokazuje 14 bo wtedy utworzyłam post, zaczęłam pisać, kończę teraz (późna noc, powiedzmy, że właśnie o tej godzinie zjawił się Nico)
jestem wkurzona na ten rozdzdział, zła, bezwenna
następny bd lepszy? I hope so...
Emily Anders :)




1 komentarz:

  1. Grunt, że rozdzialik jest :) Nie martw się, wena jest kapryśna, ale w końcu wróci. W razie czego, my ci pomożemy pisać (ale jak ja zacznę pisać, to będzie to bardzo zboczone, dziwne i pewnie o percico xD)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic