20.02.2015

Rozdział 4 Wrogie ciemności


***
Nico był zmęczony, no ale cóż. Sam chciał, to był jego pomysł. Podróż miała być prosta: sprawdzić czy w Obozie Jupiter też zaczyna brakować ambrozji i nektaru, po czym wrócić. Zasady: jak najwięcej odpoczynku, jak najmniej potworów, jak najmniej walki, uszkodzeń, ran, złamań. Na początku w ogóle nie chcieli go puścić. Domek Apolla , Aresa i Chejron byli zdecydowanie przeciwni. Uważali, że to niebezpieczne, że przecież każda rana i draśnięcie będzie się leczyć dłużej, przecież mógł sobie coś zrobić i bo przecież sam nie da rady! Nico nie twierdził, że od czasu kiedy zdecydował pozostać w obozie coraz bardziej tego żałował, ale...domek Aresa naprawdę go irytował, delikatnie mówiąc. Kiedy Clarisse zaakceptowała, że bez towarzysza z jej domku będzie się przemieszczał szybciej, przekonanie Chejrona było tylko kwestią czasu. Najdłużej opierał się Will. Grupowy domku Apolla, obozowy uzdrowiciel był przyjacielem Nica. Na początku jego troska o niego trochę go onieśmielała, do kiedy zrozumiał, że Will po prostu taki jest. Doskonale wiedział, że jeśli coś sobie zrobi to Will go zabije.
Kiedy wyruszył, jak zwykle cieniem, poczuł, że coś jest nie tak. Cień, mrok, głosy, lęk i wszelkie uczucia towarzyszące podróżom cieniem nie były mu obce. Czuł, jakby coś go śledziło, stało zaraz za nim, ciemność była gęstsza i taka lepka. Zła. Po plecach przebiegł mu dreszcz, nie żeby się bał, ale to uczucie sprawiał, że czuł się nieswojo. Wyłonił się powoli z cienia, aby uniknąć zderzenia z drzewem, albo gorzej. Z zamieszkałym przez driady drzewem. Ostatnim razem bardzo źle się to skończyło...Rozejrzał się. Stał na niewielkiej polance w lesie. Było jeszcze ciemno, a księżyc świecił wysoko na niebie. Nie podróżował jakoś specjalnie długo, ale zaraz po wyjściu poczuł jakby wyssano z niego część energii. "Co jest??!!" pomyślał. Podniósł dłoń do czoła aby odgarnąć spocone włosy. Dłoń przeszła bez przeszkody, przeniknęła, jego ciało. Zaskoczony spojrzał na swoją dłoń. Była normalna, blada, ale normalna. Powoli uniósł ją do góry i powtórzył gest. Ręka delikatnie  musnęła włosy. Potrząsnął głową i przetarł zmęczone oczy. Usiadł na ziemi i wyciągnął butelkę wody z plecaka. Nagle pośrodku polany zmaterializowała się dziewczyna. Miała czarne, długie proste włosy i czarne kanciaste okulary. Ubrana była w koszulkę z obozu i wytarte ciemne jeansy oraz glany. Była uderzająco podobna do dziewczyny, którą nawiedzał w snach. Ojciec go przed nią ostrzegał, powiedział, że jest niebezpieczna. Coś jednak mówiło mu, że powinien ją prowadzić i pomagać. Wstał. Podeszła do niego. Dziwnie chodziła, coś mu to przypominało.
-Szukałam cię.-przemówiła słodkim głosem dziewczyna- Dlaczego się nie odzywałeś, tak bardzo tęskniłam kochany.
Zamurowało go. To prawda, widywał się z tą dziewczyną, ale nie w taki sposób. Dla niego to była podróż w jej sen, tylko, że to on ten sen musiał wywołać. Nie robił tego często, ostrzegał przed potworami, kazał unikać niektórych rzeczy, zabrał telefon, kazał ufać pewnym ludziom. Polubił ją, co mu się rzadko zdarzało. Bała się go, jak wszyscy, ale ufała mu bezgranicznie. Czuł jej ból, wyobcowanie, samotność, strach  ale i nadzieję jaką w niej budził, kiedy się pojawiał. To był niezły zastrzyk  energii, uczucie, że wzbudzasz w kimś nadzieję. Mało ludzi zbliżyło się do niego na tyle, aby czuł z nimi poważną więź. Za to kiedy on to robił...za pierwszym razem to była Bianca, jego siostra. Mówił jej o swoich przeżyciach, wiedziała wszystko, rozumiała go, bo przecież w dużej mierze przeżywali to samo. Kochał ją całym swoim sercem, zastępowała mu całą rodzinę i jak się to skończyło? Umarła. Później, kiedy zafascynował go Percy, pokłady miłości, które w sobie miał i nie mógł wykorzystać spłynęły na niego.. Miłość do ojca, zmarłej matki, zmarłej siostry, miłość do przyjaciół, których nie było w jego życiu została przelana na jedną osobę. Ludzie, którzy chcieli się do niego zbliżyć zostawali szybko odstraszani. Bał się ogromu niewykorzystanej miłości, jaki w sobie nosił. Bał się, że kiedy pozwoli jej ujść i otworzy się stanie się zupełnie nieodporny na ból wywołany kolejną stratą. Bardzo ciężko mu było po śmierci Bianci, niewyobrażalnie. Stracił wszystko. Kolejnego takiego ciosu, po prostu nie mógłby znieść. Mimo to niektórych ludzi nie dało się po prostu nie lubić. Weźmy na przykład Willa, jego empatia, entuzjazm, dobre serce, otwartość i troska sprawiały, że przyciągał ludzi jak magnes. Nico, kiedy zagłębiał się w sny ciemnowłosej czuł z nią więź, to prawda, ale "kochany"? Coś mu tu nie grało.
Kiedy tylko uświadomił sobie, że coś jest nie tak. Kiedy zauważył dziwny chód dziewczyny miał szansę przeniknąć wzrokiem mgłę. Poczuł, jakby ścierał wierzchnią warstwę jakiegoś obrazu, jakby przemywał plamę wodą. Jego oczom ukazała się empuza. Stała na kilka kroków przed nim i przyglądała się. Zapewne badała, czy poddał się złudzeniu, czy dostrzegł jej prawdziwe oblicze. Miała długie płonące włosy, długie pazury, kły, jedną nogę ze spiżu a drugą zakończoną kopytem jak u osła. To wyjaśniało dziwaczny chód. Jej oczy lśniły czerwienią. Wyglądała jak wyjątkowo brzydka, ośla wampirzyca. Spotykał empuzy już wcześniej. W podziemiu było ich pełno, ale ta pojawiła się znikąd. Zupełnie jakby podróżowała cieniem, tylko, że empuzy nie potrafią podróżować cieniem. Nawet, gdyby chciał ją zabrać ze sobą, musiałby ją złapać. Poza tym wątpił czy mógłby przetransportować potwora cieniem. Jednym, szybkim ruchem wyciągnął swój miecz. Przed oczami znów zamigotała mu czarnowłosa. Próbował skupić myśli, jednak empuza była silna. Za każdym razem kiedy czuł się silny i zamierzał zamachnąć się mieczem, wizja przerażonej dziewczyny stawała się wyraźniejsza.  Zamknął oczy. Możliwe, że było to najgłupsze co mógł zrobić, ale trudno, zrobił kilka szybkich kroków do przodu. Usłyszał świsty, tupanie, krzyki, jęk, szelest. Gwałtownie otworzył oczy karcąc się w duchu za swoją głupotę. Po empuzie została tylko resztka złotego pyłu, a w miejscu gdzie powinna stać leżały dwie strzały. Odwrócił się. Przed nim z łukiem w ręku stali Frank Zhang i około dwunastoletnia dziewczyna w koszulkach obozu Jupiter.
-Nico, gościu masz szczęście, że Anna cię zauważyła! Chciałeś zaatakować empuze z zamkniętymi oczami?! -krzyknął Frank.
-Tak, tak jestem dozgonnym dłużnikiem.Co wy tu właściwie robicie?-zapytał Nico. Uśmiechnął się mimowolnie, niewiele osób byłoby zdolnych krzyknąć na spotkanego w nocy, w lesie syna Hadesa.
-Obóz przestał otrzymywać nektar i ambrozję. Reyna wysłała nas, abyśmy sprawdzili czy wy też.-odpowiedział Frank
-A ja wysłałem siebie, żeby sprawdzić jak tam z waszymi zapasami nektaru i ambrozji. Co to za dziewczynka?- zapytał Nico
Była niska i chuda. Łuk w ręce wyglądał co najmniej śmiesznie. Miała blond włosy zaplecione w dwa warkocze. Wielkie oczy wpatrywały się w niego z lekkim strachem.
-To jest Anna. Jest nowa, córka Apolla. Świetna łuczniczka, co już wielokrotnie udowodniła. Pewnie też zdążyłeś to zauważyć. Wysłali ją ze mną w teren, jako pretor mam ją nauczyć różnych takich.-odpowiedział Frank, pewnie nawet nie zauważył, jak wielki to zaszczyt, co z tego, że jest pretorem, przecież to "Reyna wysłała", "wysłali ją razem ze mną", "nauczyć różnych takich". Jego skromność rozbrajała każdego.
-Możecie więc spokojnie zakończyć misję, ja z resztą też. Dostawy zostały wstrzymane wszędzie.- podsumował Nico
Wkrótce potem Frank i Anna odeszli. Nico założył plecak i zniknął w cieniu. Tym razem cień był normalny, spokojnie przemierzał jego zakamarki i wtedy to poczuł. Nagłe szarpnięcie. Silne zagrożenie czyjejś śmierci. Ktoś wpadł w głęboki trans, pływał pomiędzy podziemiem a ziemią. Bardzo silna, "zaawansowana" śpiączka najprościej mówiąc. To musiał być ktoś, kogo znał, bliski. Próbował wyczuć o kogo chodzi, ale oddzielała go jakaś bariera nie do zdarcia. Cienie ponownie zgęstniały, postanowił się nie wynurzać licząc na to, że w cieniu nie zostanie zaatakowany. Szybko przekonał się, że się myli. Kiedy poczuł szarpnięcie i pazury wbijające się w jego plecy było już za późno na wynurzanie się. Ogarnęła go fala bólu i jeśli to w ogóle możliwe w cieniu, zrobiło mu się ciemniej przed oczami. Wyciągnął miecz i zamachnął się nim na boki. Miecz natrafił na napastnika z prawej z tyłu. Odwrócił się i zaczął ciąć i siec w ciemność, czasem trafiał, czasem nie. Kiedy poczuł, że przeciwnik się poddaje coś skoczyło na niego od tyłu. Krzyknął zaskoczony i upadł. Przeturlał się zrzucając napastnika. Gwałtownie wstał, chciał ruszyć do przodu, ale coś złapało go za prawą kostkę i wbiło pazury. Nico szybko odciął rękę. Ponownie zamachnął się mieczem, coś się cofnęło, coś jęknęło. Kolejne potwory ukryte w ciemnościach. Postanowił się wynurzyć. Nawet, jeżeli pójdą za nim lepiej walczyć w potworami, które widać. Stał na pustym polu. Było już nieźle po południu. Wokoło jak okiem sięgnąć nic, pustki, równiny i pola. Zerknął na swoje ręce. Były trupio blade, wróć: szare. Wyglądały jakby zamieniały się w cień i zapewne tak było. Z całego ciała unosił się czarny, gęsty dym, a raczej cień. " Nigdy nie walczyć z potworami w cieniu" pomyślał. Był wyczerpany, przez zwykłą walkę, nie powinno tak być. Ten cień, ten gęsty wysysał energię. Bolały go plecy, chciał dotknąć koszuli z tyłu, ale ręka przeszła przez materiał i ciało.
-Niedobrze, bardzo niedobrze.-mruknął sam do siebie.
Zerknął na swoją kostkę, na nogawce czarnych spodni widniały ślady krwi. Bał się, że kiedy położy się na ziemi przeniknie przez nią, ale stwierdził, że jest tak padnięty, że trudno. Padł na ziemię. Nic dziwnego się nie stało. Potworów, na razie, nie było widać. Korzystając z tego przekręcił się na bok i zasnął. Odpłynął w objęcia Morfeusza. Poczuł się jakby oglądał pokaz slajdów złożony z przypadkowych obrazów. Zobaczył duże zielono-niebiesko-żółte oczy, uznanie dziecka Hadesa, latającą hydrę, płaczącą Piper, dwoje herosów, których nie znał na misji-chłopaka i dziewczynę, około dwudziestkę dyskutujących postaci, przepełniony szpital w Obozie, umierających herosów, dziewczynę, która wyglądała jak starsza ciemnowłosa, Tartar, śmierć Gai, niebieskie oczy zmieniające się w czarne, walkę z Kronosem o Manhatan, czarnowłosą zabijającą Jasona, twarz Gai i jej śmiech. Obudził się gwałtownie i usiadł. Był cały zlany potem. Pomacał koszulę na plecach. Krew. Musiał szybko wracać do Obozu, co z tego, że Will go zabije. Słońce już zaszło, nad jego głową widniało setki gwiazd, pomodlił się szybko do Hadesa, musiał trafić bezpośrednio do swojego domku, czasem naprawdę trudno jest celować w cieniu i można trafić nie w ten domek...Głęboko odetchnął i skoczył w gęsty mrok. Coś go obserwowało, na pewno. Czuł na sobie nienawistny wzrok. Do Obozu zostało jeszcze" trochę cienia" kiedy nagle wpadł na ścianę. Ścianę z ciemności. Zaklął po starogrecku, to już była przesada! Walnął ścianę pięścią i co? Nie było jej tam! Popędził dalej. Coś minęło go z lewej strony. Przyśpieszył, ale coś podcięło mu nogi i padł jak długi. Czuł, że Obóz jest już blisko, więc mimo gęstego, wysysającego energię mroku wstał i popędził. Wreszcie wyskoczył a raczej wypadł i upadł. Był wykończony i nieźle wkurzony. Chciał już tylko spać, a rano przekazać informacje i wysłuchać kazania od Chejrona, Willa i Clarisse. Ktoś krzyknął. Nico podniósł się gotowy do walki. W kącie przy oknie siedziała ciemnowłosa, mogła to być kolejna empuza podróżująca cieniem. Skupił myśli i chciał przeniknąć mgłę, nic się nie stało. Westchnął z ulgą. Podszedł bliżej do dziewczyny i kiedy znalazł się w plamie światła zauważył, że z jego ciała ponownie unosi się czarny dym. Zapytał się jej co robi w jego domku a ona odparła, że Hades ja dzisiaj uznał. Nico gwałtownie zaczerpnął powietrza.
-Widziałam cię w snach...ja...-zaczęła cicho dziewczyna
-Wiem, przepraszam cię. Naprawdę, chciałem pomóc.-powiedział Nico
-Czyżby?-powiedziała dziewczyna podnosząc jedną brew
-Zacznijmy od początku. Witaj w Domku Hadesa. Nazywam się Nico di Angelo i jestem twoim bratem.- powiedział i wyciągnął rękę.
- Natalie Orámata. Nowa.- Natale wyciągnęła rękę, ale kiedy chciała uścisnąć jego dłoń przeniknęła przez nią bez trudu.
Nico szybko schował rękę za siebie.
-Przepraszam, miałem mały wypadek po drodze...- zaczął Nico.
- Przez twoje ciało można przenikać i unosi się z ciebie czarny dym, jesteś szary i chyba coś masz nie tak z kostką, a ty mówisz "mały wypadek".-powiedziała Natalie- Nie chcę wiedzieć jak tu wyglądają poważne wypadki.
-Dobra! Z samego rana pójdę do szpitala!- Nico uniósł ręce w obronnym geście.- Pozwól mi się odświeżyć, przebrać i przespać. Padam z nóg.
Nico obrócił się i ruszył w kierunku drzwi do łazienki.
-Nico, twoje plecy!-Natalie natychmiast zapaliła światło. Na jego podartej koszuli było wyraźnie widać plamy krwi - W tej chwili ściągaj koszulę!
-Spokojnie. Poradzę sobie, nie jest tak źle jak wygląda. Bywało gorzej.-powiedział Nico po czym wszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi. Łazienka nie była za duża, prysznic, umywalka, klozet, kaloryfer, okno, wieszak, szafka. Jak wszystko w domku była czarno-szaro-czerwona. Wampirzo-beznadziejna, planował mały remont i zmianę barw, bo na razie nie dawało się na to patrzeć.  Kolejny raz poczuł szarpnięcie wywołane czyimś transem. Było silniejsze, to musiał być ktoś z obozu. Niewiele myśląc odgarnął czerwoną zasłonę, otworzył okno i wyskoczył na zewnątrz. Nie zważając na ból ruszył w kierunku obozowego szpitala.
-------------------------------------------------------------
Krótkie, tylko jedna perspektywa, ale....
wiem, że tego "CZEGOŚ" Nica się oddać nie da...
DZIĘKUJĘ CI NEKO!!!!!!!!!!!! ;) za komentarz
niedługo powinnam dodać twoją piosenkę, świetna
mam teraz duuuużo nauki, miałam zimowisko więc nowe ROZDZIAŁY BĘDĄ SIĘ UKAZYWAŁY W PIĄTEK WIECZOREM / W NOCY / W SOBOTĘ.
z góry dziękuję za wszelkie komentarze, także krytyczne. dla was to parę kliknięć, a dla mnie GIGANTYCZNA motywacja




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic