5.02.2015

Rozdział 3 Obóz

***
Natalie siedziała spokojnie w rydwanie na przeciwko Emily i Jasona. Z determinacją patrzyła w podłogę i kolejny raz liczyła. Dwie ławki, trzy pary butów, dziesięć desek w podłodze, czterdzieści gwoździ. Może to głupie i po tym co właśnie zobaczyła, nie powinna się przejmować lękiem wysokości, ale było inaczej. Czuła, że jest cała zielona. Zerknęła na Emily. Przyjaciółka siedziała na przeciwko i patrzyła na nią z troską. I po co ona w ogóle ją w to wkręciła...Co ona sobie myślała?
Spojrzała na Jasona, był blady, jego ramię wyglądało okropnie, ale w niej krew i inne takie zawsze wywoływały mdłości.  Mimo ran trzymał ramiona szeroko rozpostarte, utrzymując mini tornadko dookoła rydwanu. Żałowała, że kiedy wsiadł do rydwanu tak gwałtownie odwróciła wzrok...
Jason, chyba poczuł, że mu się przygląda, bo spojrzał na nią. Uśmiechnął się lekko, miał dziwna podłużną bliznę przy ustach. Nadawała mu męskiego wyglądu, a te jego błękitne oczy...STOP! Natalie skarciła się w duchu, jak miało być, kończymy z powierzchownym ocenianiem. Poza tym, był pare lat starszy i prawie wcale go nie znała.
-Daleko jeszcze?- zapytała Emily
Natalie cicho zachichotała
-Brzmisz, jak swoi młodsi bracia!.- powiedziała
-Jak Chris i Andy?!? Nigdy! Nie obrażaj mnie nawet.-odparła z udawanym oburzeniem Emily
-Zaakceptuj fakt, że jesteście do siebie podobni!-odparła Natalie na chwile zapominając o lęku wysokości
-Masz młodsze rodzeństwo?-zapytał Jason
-Dwóch braci: Chrisa i Andyego, bliźniaków. Mają dziesięć lat i są naprawdę nieznośni. A ty? Masz rodzeństwo?-Emily odbiła piłeczkę
-Starszą siostrę, Thalie, jest łowczynią Artemidy. Mieszkaliśmy razem z matką, kiedy byliśmy mali, ona jest córką Zeu...To długa historia, a wy jeszcze nie wszystko wiecie, powiemy wam w Obozie. Najlepiej jeśli zrobi to Piper, albo nawet Drew, byle nie ja. One mają dar przekonywania i uspokajania. Nie to co ja.....-powiedział Jason
-Hmmm...a zaczynało się robić ciekawie-westchnęła Emily- W każdym razie, to brzmi jak wejście do sekty, w obozie dowiecie się wszystkiego, one was przekonają i uspokoją...
Jason wybuchnął śmiechem. Nie był to śmiech z uwagi Emily, był to śmiech wywołany stałym napięciem i czujnością. Był zmęczony utrzymywaniem tornadka i walką z Hydrą, potrzebował tylko lekkiego bodźca i puff maska spokoju pękła, rozluźnił się. Śmiał się, a jego śmiech był zaraźliwy. Natalie zazdrościła Emily, tej otwartości, empatii. Zawsze umiała się odnaleźć i pomóc. Czasami była trochę nieogarnięta i roztrzepana  ale bardzo inteligentna.
-Dobra, weźcie głęboki wdech, muszę zrobić sobie przerwę.-oświadczył Jason
Posłusznie zaczerpnęły powietrze i siedziały w milczeniu, Natalie licząc gwoździe, Emily patrząc w dal. Nagle Emily potrząsnęła zamyśloną dziewczynę. Podniosła wzrok. Emily pokazywała na coś z poza rydwanu, na coś na ziemi. Natalie naprawdę nie miała ochoty wyglądać na zewnątrz, ale...To co zobaczyła nie miało sensu: lecieli nad Long Island. Na wielkiej polanie przy lesie rozciągały się pola truskawek, było tam jeziorko, kilka budynków, które wyglądały jakby przyleciały z starożytnej Grecji i przy lądowaniu zderzyły się z maszynownią, starym domkiem letniskowym, salonem spa i innymi budynkami. Była to dziwna, aczkolwiek piękna mieszanka. Na środku polany stał duży dom letniskowy otoczony gankiem i jakiś pawilon. Uwagę przykuwało zbiorowisko mniejszych domków było ich ponad dwadzieścia, każdy mniej więcej tego samego rozmiaru, ale każdy...inny. Na polanie roiło się od ludzi, grali w siatkówkę, ganiali się udając (chyba) że walczą, wspinali się po skałach ze sztuczną (miejmy nadzieję) lawą, jeździli konno.
Chciała się przyjrzeć dokładniej, ale Jason uruchomił tornadko, uniemożliwiając dokładną analizę polany.
-Już prawie jesteśmy, oto obóz herosów.-powiedział poważnym tonem.
Spojrzała na niego. Na jego bladą twarz wstąpiły kolory, w oczach błyskała radość, radość na widok domu, prawdziwego. Natalie zazdrościła mu tego uczucia ulgi, to jakby mieć miejsce które trzyma cię w objęciach i całym sobą mówi "BĘDZIE DOBRZE". Natalie nie znała takiego uczucia, jej matka...zresztą, wolała tego  nie rozpamiętywać tego. Postawiła przed sobą nowy cel: to ma być mój dom i....znaleźć ciemnowłosego...
Wylądowali na plaży. Jason i milczący przez całą drogę Jack o kozich nogach wyskoczyli z rydwanu. Jason wentylował bok rydwanu, aby trujące ślady pazurów Hydry nikogo nie uśmierciły, a Jack/Grover odciągał ciekawskich, na wypadek gdyby chcieli rydwan powąchać i umrzeć. Emily i Natalie były trochę zagubione, wszyscy patrzyli to na nie, to na uszkodzony rydwan i pokiereszowanego Jasona. Tymczasem od strony boiska niczym burza zbliżała się grupa nastolatków. Przewodziła im wysoka, dobrze zbudowana (zresztą, jak oni wszyscy) dziewczyna. Miała około osiemnaście lat, brązowe, krótkie włosy miała przewiązane czerwoną bandaną. Ubrana była w pomarańczową koszulkę i brązowe bojówki. Jej spojrzenie zlustrowało dziewczyny, Jasona ,Grovera i zatrzymało się na rydwanie.
-GRACEEEE!!!! Zabiję cię, zatłukę, nawet twój ojciec ci nie pomoże! Co ty zrobiłeś mojemu maleństwu!-ryknęła
-Spokojnie La Rue, mieliśmy mały wypadek z tą Hydrą...drasnęła trochę rydwan...No, ten i jej ślady są trujące...-zaczął Jason
-Zatrułeś nasz rydwan!! Nie dość, że miałeś czelność zabrać nowiutki rydwan rzymian na tak błahą misję, to jeszcze ośmieliłeś się go zeeEEPSUĆ!-krzyczała dziewczyna
- Domek Aresa nigdy ci tego nie wybaczy.-powiedziała i odwróciła się na pięcie, a za nią ruszyli jej towarzysze.
Wrzeszcząca jeszcze dobrze nie odeszła, kiedy do rydwanu nadbiegła kolejna grupa ludzi. Tym razem bardziej wyglądali jak nieletni mechanicy, niż jak młodzi żołnierze. Na przód wysunął się chudy chłopak o ciemnych lokach i lekko szpiczastych uszach. Podbiegł do rydwanu, padł na kolana, jęknął i przytulił się do niego.
-Mój mały, mój biedny. Jason, musiałeś, prawda?-powiedział cicho
-Strasznie mi przykro stary, ale nie musisz mi robić kazania.- wskazał ręką na odchodzącą grupę nastolatków- Clarisse już to zrobiła.
Chłopak wstał.
-Co się stało?-zapytał.
Jason wzruszył ramionami
-Hydra, drasnęła rydwan. Trujące ślady, sam rozumiesz.-powiedział
-Dobra, zajmę się tym , ale będziesz mi potrzebny do wentylowania śladu. Ktoś od Apolla, też by się przydał, w końcu trucizna to trucizna.-powiedział, zlustrował wzrokiem Jasona i dodał- Ale najpierw ciebie wyślemy do Apolla. Gościu, wyglądasz fatalnie!
-Dzięki Leo! Co ja bym bez ciebie zrobił.-odparł Jason
-Nic, a nic!-Leo uśmiechnął się szeroko-Wow, Jason. Co to za dwie?
-Natalie i Emily. Natalie jest...-zaczął, ale Leo podszedł do nich i szarmancko ukłonił
-Leo Valdez, pogromca Gai, cyklopów, tytanów, opiekun wielkich metalowych smoków i grupowy domku Hefajstosa. Do usług.
-Leo...Calypso...-szepnął Jason
-Słusznie, mogłaby być  zazdrosna...-powiedział Leo, uśmiechnął się do dziewczyn i podszedł do reszty swojego domku.
Jason zwrócił się do Natalie.
-Naprawdę mi przykro, ale muszę im pomóc. Tylko ja umożliwię im bezpieczny transport rydwanu. Ktoś się wami zajmie...hmmm...zazwyczaj mamy lepszą organizacje.Hej! Piper! -zawołał do zbliżającej się dziewczyny.
-Jason! Wróciliście.-podeszła i widząc, że wentyluje rydwan dała mu lekkiego całusa w policzek. Była w jego wieku, czyli miała około siedemnaście lat. Jak większość obozowiczów, ubrana była w pomarańczową bluzkę z logo i krótkie spodenki.  Była opalona i miała nierówno obcięte brązowe włosy, po bokach zaplecione w warkoczyki.
-Muszę przetransportować zatruty rydwan, a potem przejść się do szpitala, zajmiesz się nowymi?-zapytał
-Jasne. Do zobaczenia później.- powiedziała i skinęła dziewczyną głową, aby za nią poszły. Natalie poczuła, że chyba nie polubi tej całej Piper...
 
 
***
Jason, Leo, Will Solace i jeszcze kilka osób od Hefajstosa szybko przetransportowali rydwan do bunkru 9. Zamknęli go w szczelnej komorze, aby nikomu nie zrobił krzywdy. Jasonowi głupio było zostawiać nowe, ale naprawdę musiał się przejść do szpitala. Był wycieńczony, poparzony i w ogóle wykończony. Kiedyś po prostu zjadłby ambrozję, albo wypił nektar, a teraz....Brak magicznego zaopatrzenia mocno dawał się we znaki. Kiedy razem z Willem ruszyli do szpitala zapytał:
-Ile jeszcze zostało, ale tak naprawdę?
Will spojrzał na niego smutnymi niebieskimi oczami. Jason wiedział, że go zrozumiał. Każdy w obozie chciał zapytać o to samo.
- Kiedy przestaliśmy otrzymywać dostawy z nektarem i ambrozją przyszła do nas Rachel. Powiedziała, że przeczuwa coś dużego, misję, atak, wojnę. Nie ma pojęcia co to, ale kazała nam zostawić 1/5 zapasów. Posłuchaliśmy, ale popatrz chociaż na siebie. Zwykła wyprawa, mały wypadek i musimy cię leczyć tradycyjnie, o wiele dłużej. Zapasy rezerwujemy na ostateczność, na coś bardzo poważnego. Co się z tym wiąże, dowiesz się pierwszy, ale musimy odwołać bitwy o sztandar. To zbyt ryzykowne. Nie wiem, jak to zostanie przyjęte. Szermierka zostaje, wyścigi rydwanów też.
Resztę drogi przebyli w milczeniu. W końcu dotarli do szpitala, zazwyczaj prawie pustego. Teraz brakowało miejsc. Złamania nóg, wstrząsy mózgu i inne, kiedyś leczone w przeciągu najwyżej kilku godzin urazy, teraz były prawdziwą zmorą uzdrowicieli. Jason usiadł na pierwszym wolnym łóżku. "Szpital" był małym budynkiem, nigdy nie było potrzeby by był jakoś strasznie wielki. Zawsze mieli nektar i ambrozje.
-Opowiedz, co się stało.-powiedział Will.
-Dostałem gigantycznym kiścieniem w lewe ramię. Potem opluła mnie ogniem w lewe ramię. Nogę też, ale noga jest ok. Możliwe też, że podtrułem się jej oddechem.-streścił Jason
Will bez słowa skinął głową. Posmarował mu ramię dziwnym kremem, owinął bandażami i zaczął cos mruczeć pod nosem. Rytmiczne słowa wbijały mu się w mózg i Jason poczuł, że ogarnia go senność. Stopniowo odpływał w objęcia Morfeusza, aż w końcu zapanował MROK.
***
Emily siedziała na ławce na skraju lasu obok Piper i Natalie. Dziewczyna pokazała im już cały obóz. To było niesamowite. Piper naprawdę była córką Afrodyty, a Jason Jupitera, ale po wojnie z Gają przeniósł się do greckiego obozu. Natalie była taka sama, jak oni! Emily trudno było ogarnąć to myślami. Tylko, co ona tu robiła? Była zwyczajna! Najzwyklejsza na świecie. Nie miała "odlotów" jak Natalie, nie umiała wzywać wiatrów ani czarować głosem.
-Dobra.-powiedziała Piper po chwili milczenia. -To chyba tyle. Teraz zabiorę was do Rachel, to nasza wyrocznia. Mieszka w jaskini na tamtym wzgórzu.
-W jaskini?!-spytała Emily
-Hah, tak. Sama chciała.-powiedziała Piper podnosząc ręce do góry-Nie mniej jednak, to bardzo przytulna jaskinia.
Wstały i ruszyły w kierunku jaskini. Piper przodem, obok niej szła Emily i zadawała pytania. Zawsze była wyjątkowo ciekawska, poza tym uwielbiała mitologię grecką i rzymską. Kiedy już skończyły się jej pytania obejrzała się przez ramię. Natalie cicho wlokła się z tyłu.
-Co się stało Natalie?-zapytała
-Nic, tylko to wszystko jest takie....po prostu nie chcę się widzieć z żadną wyrocznią z jaskini, nie chcę słuchać tej całej Piper, chcę spokoju, samotności i spać.-odparła Natalie
Wreszcie dotarły do jaskini. Z wzgórza roztaczał się piękny widok na całą dolinę. Słońce już zaczynało zachodzić. Emily chyba rozumiała, czemu Rachel chciała tu mieszkać. Weszły do środka. Jaskinia faktycznie była przytulna. Podłogę wyścielał zielony dywan. Książki, farby, ołówki, pędzle, ubrania były rozrzucone w artystycznym nieładzie. Pośrodku tego wszystkiego siedziała dziewczyna, miała burzę kręconych, rudych włosów. Miała kolorową bluzkę i podarte jeansy, poplamione różnymi kolorami farb. Odwróciła się do nich ukazując lekko opaloną twarz z mnóstwem piegów i wielkie zielone oczy. Wstała i obdarzyła je szerokim uśmiechem.
-Hej! Jestem Rachel Elizabeth Dare, wyrocznia. Zresztą to już wiecie. Wy jesteście Natalie Orámata i Emily Andres, nowe, prawda?
-T...tak, zgadza się. - Natalie naprawdę była pod wrażeniem- Powiesz nam coś więcej? Coś o naszych rodzicach?
Rachel wzruszyła ramionami.
-Wiem tylko, że dzisiaj na wieczornym ognisku ktoś cię uzna. Co do Emily, jesteś bonusem. Powiedziałam Jasonowi i Groverowi, że Natalie postawi warunek, który trzeba spełnić, bo będzie potrzebny. Wtedy nie wiedziałam, że chodzi o jeszcze jedną osobę, kolejnego herosa. Nie wiem, czemu Grover cię nie wyczuł, ale widziałaś potwora, hydrę. Widzisz obóz i co najważniejsze sama bez przeszkody przeszłaś barierę! Ja, mimo, że mam wzrok, nie mogłam przekroczyć granic obozu.
-Nie jesteś herosem?-zapytała Emily
-Nie, ale jestem wyrocznią! Zawsze coś.- odpowiedziała Rachel
- No, w sumie. Tylko, że nie jestem herosem. Jestem totalnie zwyczajna! Moi...-przerwał jej dźwięk konchy
-Czas się przekonać od kogo jesteś Natalie, ognisko rozpocznie się za chwilę.- Rachel klasnęła w dłonie- Mam przeczucie, ale to będzie niespodzianka! Mogę ci powiedzieć, że to ktoś potężny!
Emily, Natalie, Piper i Rachel wyszły z jaskini i ruszyły w dół, na polanę. Emily mogła zaakceptować ten cały porąbany świat. Potwory, bogów, herosów, nawet to, że Natalie jest jego częścią, ale ona? Emily-heros!? Też coś, nie-mo-żli-we! Szukała dziur w pamięci, dziwnych zdarzeń, tajemnic. NIC. W głowie wciąż powtarzała kilka zdań: Moja mama nazywała się Lara Montrose i wyszła za mojego tatę: Davida Andrewsa. Mama jest nauczycielką historii a tato ma sklep z instrumentami.. Są totalnie normalni, a ja mam totalnie normalnych braci. Jesteśmy ich normalnymi dziećmi, normalnie- po ślubie. Kochają się i nigdy by się nie zdradzili. Powtórzyła to zaledwie kilka razy a już były na miejscu. Rachel usiadła w pierwszym rzędzie a Piper ruszyła w stronę Jasona i Leona. Emily i Natalie zostały same. Piper odwróciła się, najwyraźniej oczekiwała, że pójdą za nią. Emily już chciała iść i do niej dołączyć, ale Natalie delikatnie ścisnęła jej ramię,pokręciła głową i ruszyła w przeciwnym kierunku, na tyły. Emily odwróciła się i rzuciła Piper przepraszający uśmiech. Kiedy  usiadły na miejscach przed ognisko wbiegł starszy mężczyzna. To znaczy: do połowy był starszym mężczyzną, ale poniżej pasa był białym koniem. Centaur.
-Witajcie, zanim oficjalnie rozpoczniemy ognisko: po pierwsze, ze względu na chwilowe wstrzymanie dostaw ambrozji i nektaru jesteśmy zmuszeni odwołać bitwy o sztandar.
Emily nie wiedziała, co to takiego, ale po szeptach domyśliła się, że cokolwiek to było musiało być świetne.
-  Po drugie: Pragniemy gorąco powitać dwójkę nowych herosów. Natalie Orámata i Emily Anders, pokażcie się.
Dziewczyny posłusznie wstały. Zaczęto bić brawo i nagle wszyscy przestali, zaniemówili, zaczęli pokazywać na nie palcami. Emily spojrzała w górę, nad Natalie zmaterializował się czarny znak. Była to trupia czaszka.
-Natalie Orámata, właśnie zostałaś uznana przez Pana Podziemi, Hadesa. Odtąd twoim zamieszkasz w jego domku, domku nr 13. Niedługo powinnaś poznać swojego przyrodniego brata Nica. Wyruszył do Obozu Jupiter, ale najpóźniej jutro wieczorem powinien być z powrotem.
Ogłoszenia się skończyły, rozpoczęło się ognisko. Emily wciąż czekała na znak nad jej głową, ale nic się nie wydarzyło. Morze to i lepiej-myślała-To tylko potwierdza, że jestem normalna. Po ognisku Chejron odprowadził Natalie do domku nr 13. Ją natomiast do domku Hermesa.
-Kiedyś, jeszcze przed II wojną tytanów była taka tradycja, nieuznani mieszkali w domku Hermesa - wyjaśniła Rachel-Później zobowiązali się do szybkiego uznawania dzieci, także nie martw się. Ciebie też niedługo ktoś uzna.
Emily weszła do domku Hermesa, W drzwiach powitali ją dwaj bracia, przedstawili się jako Connor i Travis. Wskazali jej wolne łóżko i szybko się ulotnili. Została sama. Usiadła, podciągnęła kolana pod brodę i po raz pierwszy tego dnia pożałowała, że zostawiła dom, rodziców i braci.
***
 Był środek nocy. Natalie nie mogła zasnąć. Domek, wyglądał okropnie, jakby był dla wampirów. Widać było, ze ktoś rozpoczął remont, a dopiero rozpoczął. Siedziała przy oknie obserwując spokojną, śpiącą zatokę. Nagle coś zmaterializowało się na środku pokoju. Błąd. Nie coś tylko ktoś. Zmaterializował się i upadł. Krzyknęła. Podniósł się z podłogi zaskoczony, spojrzał na nią. Widocznie nie stanowiła dla niego jakiegoś zagrożenia, bo odetchnął z ulgą. Przyjrzała mu się dokładniej, niewiele mogła zobaczyć, bo cały domek spowijały ciemności. Był średniego wzrostu, nie za wysoki, nie za niski. Musiał być ubrany na czarno, bo ledwo go było widać, jakby był cieniem. Podszedł do niej.
-Co robisz w moim domku?-zapytał
-y....no...jestem nowa. Hades mnie dzisiaj uznał, więc mieszkam tu.
Podszedł jeszcze bliżej i kiedy znalazł się w plamie światła mogła stwierdzić, że, po pierwsze, chyba naprawdę jest cieniem. Miał bladą twarz i podkrążone oczy. Z jego ciała unosił się czarny dym, jakby zamieniał się w cień. Po drugie: był to ciemnowłosy z jej snów.
-------------------------------------------------
Hejka! Coś trochę długi ten rozdział :P
mam nadzieję, że będzie się podobał
może się trochę nie trzymać kupy bo pisałam kilka dni
Mam pytanko: Connor i Travis są kurcze Hood, czy Stoll?
Następny rozdział jest zależny od komentarzy i weny dade XD


2 komentarze:

  1. Rozdział super! Wiec , że twój blog został wpisany na listę moich ulubionych ;-)
    PS. Nazywają się Hood

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno, Twoje opowiadanie jest boskie :D Pisz, pisz, pisz! I nie waż się przestawać ;3 Szczerze mówiąc jakoś nigdy nie byłam przekonana do żeńskich bohaterek, ale tutaj mi się to wyjątkowo podoba. :> Masz świetny styl ( i gust - właśnie sobie słucham "Down" ;3 ) i potrafisz w niezwykły sposób oddać charakter bohatera ;3 ( nawiasem mówiąc - Nico taki nikowaty C: Moja ulubiona postać. ).
    Troszku tylko jedna rzecz mi się nie zgadza. Zawsze, po uznaniu przez boskiego rodzica, wszyscy wokół klękali i oddawali pokłon. Przynajmniej kiedy ostatnim razem sprawdzałam tak było ;3 Coś się zmieniło przez czas mej krótkiej nieobecności? Hm?
    Co to jest kiścień? A, dobra nie, nie było pytania...

    "-Leo Valdez, pogromca Gai, cyklopów, tytanów, opiekun wielkich metalowych smoków i grupowy domku Hefajstosa. Do usług.
    -Leo...Calypso...-szepnął Jason
    -Słusznie, mogłaby być zazdrosna...-powiedział Leo, uśmiechnął się do dziewczyn i podszedł do reszty swojego domku." Leo, taki szczery ;3 Biedna Calypso, chyba ma nieco przesrane :> Chociaż, po głębszym namyśle, nie żal mi jej ;3 Dziwne, ale nie jestem do niej jakoś szczególnie przywiązana. Niech się dzieje co chce, tylko od Nica mi wara ;3
    I jeszcze pytanko na koniec. Chcesz poznać gniew córki Tanatosa? Nie? To czekam na kolejny rozdział - taka drobna sugestyja ;3 Będę się pojawiać na każdej notce, a przynajmniej mój komentarz na pewno ;3
    To na ostatek - życzę Tobie ja Dużo Wolnego Czasu ;3 Przykro mi, ale nie lubię życzyć ludziom weny. Swoją drogą, patrząc na notki, Tobie jej nie brak :D Tak więc - wolnego czasu, na samorealizację ;^
    Nekuś
    Ps. Jeśli jeszcze nie znasz - "Carnival of Rust" Poets of the Fall ;3 Gorąco polecam :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic