23.12.2014

Rozdział 2 Hydra

***
 
-Nie, nie, nie, nie, po prostu nie. Nigdzie z nimi nie idę. Poza tym to jest Jack. Czemu nazwałaś go Grover?  Jack czemu tak nagle zainteresowałeś się Natalie? Natalie, co się stało? To co zwykle?- Emily wyrzucała z siebie pytania z prędkością światła.
-Em, zaufaj mi, proszę.-błagała Natalie
-Posłuchaj, Natalie, jesteś bardzo potężna i ważna nie mamy teraz czasu, żeby ci to wyjaśnić, ale chodź z nami, przynajmniej ty...-powiedział Jason- im dłużej tutaj stoimy tym więcej potworów możemy ściągnąć.
Emily szybko zlustrowała go wzrokiem. Wysoki, około siedemnaście, szesnaście lat, blondyn, niebieskie oczy, dobrze zbudowany. Miał na sobie pomarańczową koszulkę z logo jakiegoś obozu a na szyi wisiorek z jednym koralikiem. Na ręce miał tatuaż, nie zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć bo chłopak, widząc, że mu się przygląda schował rękę za plecy.
-Nie ma opcji stary, ona-tu Grover/Jack wskazał na Emily-musi iść z nami, pamiętasz co mówiła Rachel? Musi iść...
-Co za Rachel?-zapytała Emily-Natalie, czemu nic nie mówisz, znasz ich? O co tu chodzi?
-No, właśnie....nie znasz nas, nie obraź się ale to trochę podejrzane, że tak od razu nam zaufałaś.-zauważył Grover/Jack
-Serio, będziemy tak tutaj stać i plotkować, aż nas coś nie zabije czy...-Jason gwałtownie urwał-No, a nie mówiłem?! Spadajmy!!
Emily, Natalie i Grover gwałtownie się odwrócili, za ich plecami stał pan Brown.
-Emily, Natalie...Jack...-imię chłopaka wymówił z nieskrywaną nienawiścią-lepiej będzie jak wrócicie już na lekcje.
Emily w pierwszej chwili chciała za nim pójść i wrócić do swojego zwyczajnego życia, na matmę, ale coś w jego oczach, które zawsze uważała za dziwne i zimne, coś w tonie jego głosu kazało jej się nie ruszać. Rzucił jej długie spojrzenie, bladoniebieskich oczu.
Jason poruszył się nieznacznie i wyciągnął coś z kieszeni spodni, monetę? Zamierza dać mu łapówkę? Grover nieznacznie skinął głową w kierunku Jasona, który jednym szybkim ruchem, świadczącym o wieloletniej praktyce podrzucił monetę i złapał w locie. Moneta zmieniła się w długi złoty miecz. Widząc to pan Brown uśmiechnął się tylko złowieszczo, z jego ciągle szczerzących się ust dobiegł długi syk. Po chwili nie stał już przed niemi pan Brown, ale wielki wielogłowy wąż. Jego łuski były fioletowo-zielone i mieniły się w świetle lamp. Na każdej z siedmiu głów były ostre kolce. Potwór świdrował ich bladoniebieskimi, pozbawionymi białek oczami i syczały złowrogo.
-...Hydra...-powiedziała Emily drżącym głosem, to było pierwsze co przyszło jej do głowy, zaraz po "smok"-a...ale jak?
Cofnęła się ostrożnie parę kroków i spojrzała na Natalie, była równie przerażona jak ona, chyba obie miały teraz nadzieje, że teraz nie zemdleje...
-Wstrzymajcie oddech i uciekajcie. Zajmę się nią!!!!-krzyknął Jason, po czym tak po prostu rzucił się na potwora.
Grover, chwycił je za ręce i popędził w kierunku boiska. Biegli po opustoszałych korytarzach, a Emily w duchu dziękowała, że to nie przerwa. Kiedy zbiegali po schodach  zwróciła uwagę na nogi biegnącego przed nią Grovera, a właściwie na racice??
-Grover...Jack...twoje nogi?!-wykrzyknęła
- Wszystkie pytania później!!-odkrzyknął-A teraz biegnij!
Wypadli na boisko, ciepłe czerwcowe powietrze uderzyło w nich niespodziewanie. Na przeciwległym krańcu boiska stał...rydwan zaprzężony w dwa szaro-granatowe konie. Nie był wielki, ale kilka osób mogło się swobodnie zmieścić. Rydwan był czerwony, ze złotym paskiem na dole, do każdego boku miał przymocowane dwie duże tarcze Dotarli do rydwanu, Grover wsiadł pierwszy i stanął na podwyższeniu dla woźnicy. Emily i Natalie usiadły na dwóch ławkach stojących przy bokach. Emily rzuciła Groverowi pytające spojrzenie.
-Rydwan podróżny "misyjny", te prawdziwe wyścigowe nie mają ławek i są dużo mniejsze. Dostaliśmy kilka takich od Rzymian, jeśli go rozwalę Clarisse i Leo, w ogóle domek Aresa i Hefajstosa mnie zabije, uwielbiają te maleństwa.
-Co z Jasonem? Nie możemy go tak zostawić!-krzyknęła Natalie.
-Spokojnie, nic mu nie będzie...za chwilę powinien tu dotrzeć, poza tym nie ma jej zabić, tylko trochę opóźnić.-odparł spokojnie Grover.
-A co ze szkołą? Z uczniami?-dopytywała się Emily
-Nic im nie będzie, mgła załatwi sprawę.-odparł. Nic jej się nie wyjaśniło, ale zrozumiała, że dalsze pytania niosą za sobą...dalsze pytania.
 Zatrzymali się przy samym wejściu do szkoły. Jeśli hydra pokona Jasona i wyjdzie przez te drzwi przed nim, będzie po nich. Mogli jedynie czekać, na Jasona, lub śmierć. Czekali więc i to był chyba tego dnia najgorsze, nie omdlenie Natalie, nie biologia, nie Jason i Grover/Jack o kozich nogach, nie pan Brown zamieniający się w hydrę ale czekanie, beznadziejne czekanie. Chyba nikt nie lubi kiedy dzieje się coś ważnego, zaraz za granicą twojego wzroku, kiedy jesteś bezsilny i możesz tylko czekać, czekać i czekać. Sekundy wlekły się nie miłosiernie a Emily znowu poczuła się jak tego ranka na biologii...
***

Jason nie obejrzał się, miał tylko nadzieję, że już uciekli. Wstrzymując powietrze ruszył na hydrę.
 
Jadąc do szkoły po nowego herosa wiedział od Grovera, przebywającego w szkole od jakiś dwóch dni, że jak zwykle, jest potwór, tym razem  hydra. Miał się nią zając, odciąć wszystkie łby i w czasie kiedy będą odrastać uciec. Musiał tylko coś wymyśleć, jeśli chodzi o zabójczy oddech potwora i ziejącą ogniem, środkową paszczę. Żałował, że Leo był zajęty z jego odpornością na ogień zadanie byłoby dziecinnie proste. Jednak Chejron nie pozwolił mu lecieć, według niego "śmierć" i "powrót" Leona mogły się odbić na jego zdrowiu. Kilka tygodni po walce z Gają Leo powrócił na Festusie, razem z nimfą Calypso. Na razie mieszkała w domku Hermesa, a potem miała być przeniesiona do nowego domku dla gości, którzy nie są herosami. Jason bardzo ją polubił, cieszył się , że przyjaciel znalazł miłość swojego życia.
Ruszył biegiem na Hydrę, w ostatniej chwili pochylił się i wyrzucił nogi przed siebie i podniósł miecz. Prześlizgnął się pod brzuchem Hydry na śliskiej szkolnej podłodze. Jego miecz zdołał jedynie oderwać kilka pojedynczych zielono-fioletowych łusek. Wstał po drugiej stronie Hydry. Jej potężny ogon pomknął w jego stronę. Chciał się pod nim przeturlać i go odciąć (robiąc eksperymęty na potworach domek Aresa zafascynowany Cesarskim złotem, odkrył m.in że łuski ogona i szyi Hydry są podatniejsze na cesarskie złoto i łatwiejsze do obcięcia.) ale nagle zauważył, coś, czego po prostu nie powinno tam być. Na końcu ogona Hydra miała  kolczastą kulę z kolcami. Zaskoczony zareagował zbyt późno i spóźnił się z unikiem. Jego lewe ramię przeszył ostry ból, kolce rozdarły mu rękaw koszuli i skórę pozostawiając ślad, jakby od pazurów. Krzyknął zaskoczony. Był pewien, że Hydra nie powinna mieć gigantycznego kiścienia, zamiast ogona! Hydra odwróciła się, Jason wciągnął powietrze, oddech Hydry był zabójczy dla człowieka, dla herosa także, choć w nieco większym stężeniu śmiertelny. Nie zamierzał jednak ryzykować omdlenia w czasie walki. Środkowa głowa wysunęła się do przodu i zionęła ogniem. Przed podróżą ćwiczył tą sztuczkę z Leonem, wyciągnął ręce do przodu i otoczył się półkolem powietrza. Jason widział jak ogień otacza jego osłonę, poczuł ciepło, intensywność ognia malała. Lewe ramię zadrżało i osłona z lewej strony zniknęła, Jason zasłonił się prawą ręką i spojrzał na poszkodowane kończyny. Lewa noga nie wyglądała najgorzej, miał osmalone spodnie i but. Przeniósł wzrok wyżej i jęknął, cała ręka była czerwona, od krwi i oparzeń. Hydrze już chyba powoli nudziło się opluwanie go ogniem, szybko rozejrzał się po korytarzu. Korytarz na pierwszym piętrze, szkoła. Wzywanie piorunów odpada. Za nim na końcu korytarza znajdowały się schody. Po lewej ręce, szerokiego jak na szkolny korytarza miał ścianę, po prawej ogromne okna, za którymi widać było parking. Parking, przypomniał sobie, boisko i Grover, nowe i rydwan z duchami burzy są po drugiej stronie budynku. Spojrzał w górę oceniając wysokość sufitu, za nisko, żeby polatać, na tyle wysoko, że durna Hydra się jeszcze zmieści....serio? Przestała ziać ogniem, Jason pchnął na nią zgromadzone, rozgrzane powietrze. Cofnęła się, lekko zaskoczona, a Jason już nacierał wstrzymując powietrze. Wyciągnęła ku niemu swoje długie macki. Zamachnął się mieczem i je odciął. Wydała z siebie dźwięk, nie jęk zaskoczenia, czy bólu, ale radości. Jakby właśnie na to czekała. Macki momentalnie odrosły. Nie, nie, nie, nie to przecież głowy odrastają, pomyślał. Macki owinęły mu się wokół nóg, aż do bioder. Hydra podniosła go przed swój środkowy łeb i popatrzyła na niego jak na przyszły szaszłyk z herosa. Tymczasem jemu kończyło się powietrze. Za blisko łba, zbyt duże stężenie trucizny, ale musiał. Tylko jeden oddech, króciutki, ostatni....nie. Nagle go oświeciło, siłą woli wywołał małe tornado wokół swojej twarzy, zaryzykował, zaczerpnął powietrza. Nie umarł od razu, to był dobry znak, możliwe, że tylko rozcieńczył trujący gaz, ale co tam, teraz miał ważniejsze sprawy na głowie niż ocenianie jakości powietrza. Hydra chwilowo zdezorientowana małym huraganem, poluźniła uchwyt i Jason wywinął się z jej objęć.
-Opadaszszsz z ssssił herossssie, sssssynu Pana Nieba. A kiedy sssię poddaszszsz, już nic nasssss nie powssssstrzyma
Ona mówi, pomyślał tępo. Osunął się na kolana, czy gdyby wyrzucił hydrę przez okno zdołałby dobiec do rydwanu przed hydrą? Bardzo możliwe.
Wstał, zbyt gwałtownie i zamroczyło mu się przed oczami. Hydra tylko na to czekała. Znów wyciągnęła jedną z macek i podcięła Jasonowi nogi. Znów znalazł się na podłodze, ciemność zaczęła go wzywać i proponować kojący odpoczynek. Powietrze,Jak mógł zapomnieć o trującym oddechu? Przeturlał się dalej od hydry, w kierunku okna. "Czemu jeszcze mnie nie zabiła? Czemu się tak ze mną bawi? " Wstał. Wezwał wiatry i w miarę możliwości wywentylował powietrze wokół siebie. Potem zebrał wszystkie swoje siły i skierował tornado na hydrę, ze wszystkich gardeł na raz dał się słyszeć jęk zaskoczenia. Hydra oderwała się od powietrza i wyleciała przez okno.
Jason był zmęczony, ale szybko ruszył korytarzem, zjechał po poręczy i popędził do drzwi wejściowych. Zaraz za nimi stał rydwan z Groverem i dwoma nowymi dziewczynami.
-Szybko! Ruszaj!-krzyknął do Grovera-Ona zaraz tu będzie!
Wzbili się w powietrze.
Natalie, odwróciła ze strachem od niego wzrok.
-Twoje ramię...-szepnęła Emily
-To tylko drobne poparzenie i skaleczenie. Nic mi nie będzie.-kiedy tylko skończył mówić zakręciło mu się w głowie i niebezpiecznie wychylił się z rydwanu i wtedy znowu ją zobaczył. Wzbiła się do lotu, na ogromnych skrzydłach, których już na prawdę nie powinno tam być!
-Połóż się lepiej. Pamiętasz, nie wzięliśmy ambrozji...- powiedział Grover
-Nie sądzę, żebym mógł, mamy towarzystwo....
-Oooo, nie. Jason Hydry nie mają skrzydeł!!!-Grover spojrzał przez ramię i prawie wypuścił trzymane w rękach lejce. Duchy burzy albo wyczuły potwora, albo ich strach bo zaczęły nerwowo parskać.
-Ja to wiem. Im to powiedź.-wymamrotał pod nosem Jason.
Wstał, ale znów zakręciło mu się w głowie i opadł na ławkę koło Emily.
-Grover, szybciej. Nie wiem, czy Jason da radę walczyć. -powiedziała Emily
Skrzydlata Hydra była coraz bliżej, wysunęła szpony i zaryła nimi w bok rydwanu. Emily i Natalie wrzasnęły. Emily chwyciła tarczę przymocowaną do jednego z boków rydwanu i cisnęła nim z całej siły w Hydrę. W locie z tarczy wysunęły się kolce. Hydra dostała prosto w jeden z łbów, zaskoczona zatrzymała się. Tarcza powróciła do Emily.
- Nawet nie wiedzieliśmy, że one tak mogą! Te rydwany coraz bardziej nas zaskakują!- powiedział Grover. -Przestała nas gonić, nie wiem czemu, ale przestała.
Jason wychylił się z rydwanu i rozejrzał się.
-Odlatuje, ale wstrzymajcie oddech, zadrapała nam rydwan a jej ślady też są nasączone trującym gazem.-powiedział
Usiadł na ławce i utworzył małe tornadko wokół nich.
-Dobrze, już możecie zacząć oddychać.-powiedział.- Ale nie wiem, ile będę mógł je utrzymywać, będziemy robić krótkie przerwy.
Odetchnął. Byli bezpieczni. Życie herosa było ciężkie, tak rzadko mogli czuć się bezpieczni, że postanowił całkowicie oddać się uczuciu ulgi. Był słaby, zapewne podtruty, ale żył. Znowu, na razie.
 
Popatrzył na nowe. Mogły mieć około piętnaście, czternaście lat, obie były przestraszone. Niższa, Natalie, patrzyła na podłogę rydwanu, lekko zielona, lęk wysokości? Zapewne. Była szczupła czarne włosy miała zebrane w luźny kucyk, blada, teraz lekko zielona cera nadawała jej delikatny wygląd. Podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy.
-Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. -powiedział. Jej błękitne oczy przypominały mu oczy jego siostry, Thalii.  -Lęk wysokości?
Potaknęła. Poprawiła czarne okulary i ponownie wbiła wzrok w podłogę.
Przeniósł wzrok na Emily. Patrzyła w dal, lekko wychylając się z rydwanu, jej policzki  już były zaróżowione od wiatru. Miała jasnobrązowe, długie włosy, związane w już prawie rozwalony warkocz. Chyba wyczuła, że ktoś się jej przygląda, bo zerknęła w bok. Uśmiechnęła się do Jasona. Miała niesamowite, duże niebiesko, zielono, żółte oczy. Patrzyła na niego z troską, zgoda, to on był podtruty i właśnie walczył z latającą, ulepszoną Hydrą. Ale ona była zwykłą śmiertelniczką, znienacka wyrwaną ze zwykłego życia.
-Spokojnie, już niedaleko.-powiedział
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej, chciałabym się dowiedzieć, czy ktoś wgl to czyta...
Komentujcie plis.
Wejdę na każdego zareklamowanego bloga.
Piszcie, co wam się podobało, czego na przyszłość nie robić.
 
WESOŁYCH ŚWIĄT
 


6 komentarzy:

  1. Hej :)
    Jak na razie bardzo mi się podoba.
    Czekam na następny rozdział.
    Na przyszłość, nie błagań ludzi o komentarze, bo to ich zniechęca.
    Pozdrawiam, Szatan....

    P.S. Emily jest herosem czy nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Emily nie jest herosem. Jest kimś....innym. Niedługo dodam nowy rozdział, powinno się wyjaśnić. :)

      Usuń
  2. Nominuję cię do LBA. Szczegółów wypatruj tutaj:
    zapiski-zatan.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Lydia Land of Grafic